Muzeum – w służbie „ludu” czy mamony?

Giovanni Dattari był wielkim numizmatykiem – kolekcjonerem, który na przełomie XIX i XX wieku zbudował słynny zbiór monet antycznych (zwłaszcza aleksandryjskich). Ostatnio kolekcja ta uległa ostatecznemu rozproszeniu. Wydarzenie to stało się inspiracją dla bardzo ciekawej dyskusji na forum TPZN:

http://forum.tpzn.pl/index.php/topic,11403.msg78825/topicseen.html#msg78825

http://forum.tpzn.pl/index.php/topic,11404.0.html

(Nie wiem dlaczego dyskusja ta została rozbita na dwie oddzielne części.)

Jednym z wątków poruszanych w dyskusji jest rola muzeów w dzisiejszym świecie. Z jednej strony wypowiadają się zwolennicy muzeów podkreślający ich pozytywną rolę w zachowaniu dziedzictwa cywilizacyjnego, czy w prowadzeniu badań numizmatycznych. Z drugiej strony pojawiły się głosy wskazujące np. na prowincjonalne, zapyziałe muzea, gdzie w magazynach „pleśnieją” monety, których nigdy nie ujrzy żaden kolekcjoner.

Muszę przyznać, że nie stoję po stronie wielkich entuzjastów placówek muzealnych. Jestem raczej zwolennikiem rozwiązań umożliwiających budowę wspaniałych kolekcji prywatnych, których właściciele nie baliby się nimi pochwalić. Poniższy wpis jest tylko jednym z głosów w tej dyskusji, opisem dwóch wydarzeń – „przygód”, które uzasadniają mój dość sceptyczny stosunek do muzeów.

***

Na początku bieżącego roku wydałem książkę „Mennica koronna w Lublinie. 1595-1601”. Nie posiadałem rzecz jasna wszystkich monet potrzebnych do jej zilustrowania. O pomoc zwróciłem się więc do pięciu instytucji – czterech prywatnych i jednej państwowej (przypomnę – misja publiczna itd.).

Instytucje prywatne (WCN, GNDM, ANMN i wydawnictwo „Nefryt”) nie robiły żadnych problemów i  wyraziły zgodę na wykorzystanie znajdujących się w ich zasobach archiwalnych zdjęć, bądź skanów rysunków („Nefryt”). Inaczej potoczyła się sprawa z Muzeum Narodowym w Krakowie, do którego zwróciłem się z prośbą o możliwość wykorzystania zdjęć dwóch konkretnych monet.

Po miesiącu oczekiwania otrzymałem odpowiedź. Muzeum nie dysponowało zdjęciami monet. Zaproponowano mi jednak, wykonanie tych zdjęć za odpowiednią opłatą. Jedno zdjęcie wyceniono na … 80 złotych. Łatwo policzyć, że skoro potrzebowałem zdjęć dwóch monet, to musiałbym zapłacić 320 złotych. Skąd oni wzięli tę kwotę 80 złotych? Czyżby musieli zatrudnić do zrobienia tych zdjęć najlepszego fotografa w Polsce. Tak się składa, że mam znajomego fotografa. Zapytałem go ile kosztowałoby u niego zrobienie wysokiej jakości zdjęć dwóch monet. Powiedział, że standardowo jedno takie zdjęcie kosztowałoby 35 złotych. Wychodzi, że zapłaciłbym 140, a nie 320 złotych.

Po co zresztą zatrudniać profesjonalnego fotografa. Wystarczyłaby przecież moja żona. Wzięłaby lustrzankę, pojechała do Krakowa (jeździmy tam kilka razy w roku) i zrobiłaby te zdjęcia za darmo. I jeszcze by się uśmiechnęła.

No i jak to wygląda? Prywatne firmy, których głównym celem jest zysk, bezproblemowo udostępniły mi swoje zasoby (a przecież mogły zażądać jakiejś opłaty), a państwowa instytucja – finansowana z naszych podatków – zażądała 80 złotych za zdjęcie? W tym miejscu pojawia się kilka pytań. Co z misją publiczną muzeum? Dla kogo ono istnieje? Czy jest to instytucja komercyjna, która ma zarabiać pieniądze? Czy może raczej powinna strzec dziedzictwa narodowego i cywilizacyjnego oraz udostępniać swoje skarby społeczeństwu?

***

Tak więc po miesiącu oczekiwania z „Sekcji Sprzedaży” Muzeum Narodowego w Krakowie otrzymałem odpowiedź. Najśmieszniejsze było pytanie zadane mi na końcu maila, czy życzyłbym sobie zdjęcie jednej strony monet, czy może obydwu? Skończyło się na skanach rysunków udostępnionych mi za darmo przez Wydawnictwo „Nefryt”.

***

Parę lat wcześniej nie otrzymałem zgody na wykorzystanie w książce „Skarby Lublina” zrobionych przeze mnie zdjęć renesansowych fresków w muzeum „Piwnica pod Fortuną”. Zaproponowano mi w zamian zdjęcia, na których nic nie było widać. W konsekwencji, w książce „Skarby Lublina” rozdział o Piwnicy pod Fortuną  się nie znalazł.

***

Zdaję sobie sprawę, że niektórzy mają zupełnie inne doświadczenia i współpraca z różnymi muzeami przebiega w wielu przypadkach bardzo dobrze. Ja jednak muszę z przykrością skonstatować, że moje doświadczenia w tym zakresie stępiły nieco optymistyczną ocenę realizacji misji publicznej przez muzea państwowe.

Dostrzegam tutaj co najmniej dwa problemy. Po pierwsze, muzea nie posiadają powszechnie dostępnych i umieszczonych w Internecie zdjęć swoich zasobów. Zdaję sobie sprawę, jak wielki jest np. zbiór numizmatyczny MNK. Czy jednak podejmowane działania w tym kierunku są wystarczające? Nie sądzę.

Drugi problem to działalność komercyjna muzeum. W klasycznej definicji muzeum autorstwa G. H. Rivièra, możemy przeczytać, że „muzeum jest instytucją trwałą, o charakterze niedochodowym, służącą społeczeństwu (..)” (zob. D. Folga-Januszewska „Muzeum: definicja i pojęcie. Czym jest muzeum dzisiaj?”). Okazuje się jednak, że muzea próbują „wchodzić w nie swoje buty” i dorabiają sobie „na boku” wykonując bardzo drogie zdjęcia. Jest dla mnie oczywiste, że instytucja utrzymywana z naszych podatków musi pełnić wobec społeczeństwa rolę służebną. Jeśli tak nie jest i muzeum funkcjonuje samo dla siebie, to coś tu jest nie w porządku.

***

Bardzo przypadły mi do gustu pomysły pana Lecha Stępniewskiego (ze wspomnianej na początku wpisu dyskusji na forum TPZN), na temat tego, co powinno się dziać po odkryciu skarbu monet. Rozwiązania te warto przytoczyć w całości:

„A czemu nie mogłoby być tak (I have a dream…)

1. Instytucja publiczna zamiast wydawać kilkaset tysięcy funtów na zakup i ekspozycję cząsteczki tego skarbu, wydaje 1/10 tej kwoty na jego dokładną inwentaryzację, dokumentację, wykonanie zdjęć etc. oraz umieszczenie tego wszystkiego w internecie (nb. zajmą się tym ludzie, którzy już są opłacani za publiczne pieniądze).

2. Skarb leży w depozycie tej instytucji przez, powiedzmy, 3-5 lat, w czasie których specjaliści mogą przeprowadzać rozmaite dodatkowe badania etc.

3. Po tym czasie nie ma zmiłuj. Jeśli uczeni nie mieli „mocy przerobowych” albo pomysłów na badania, to znaczy, że albo sprawa nie była aż tak wielkiej wagi albo się lenili, więc niech potem nie jęczą.

4. Centralne Muzeum (zostawiamy takie jedno albo dwa) ma prawo pierwokupu jakichś naprawdę wyjątkowych okazów, unikalnych i historycznie ważnych. Ale musi to być starannie uzasadnione i jest zawsze procedurą nadzwyczajną, a nie „z automatu”.

5. Skarb wyprzedaje się, legalnie i publicznie, i tysiące ludzi mają radość z posiadania taniej rzymskiej monety, a znalazca skarbu wraz z właścicielem gruntu długo balują na wyspach południowych w towarzystwie pięknych pań (zdaję sobie sprawę, że pryncypialni moraliści mogą ten punkt potraktować jako minus całego przedsięwzięcia). Zarazem odpadają kłótnie o „wyceny”, „prawdziwą wartość”, nikt nikogo nie ciąga po sądach, nie potrzeba żadnych „komisji” etc. Jest publiczna aukcja: ile ludzie z własnej woli i kieszeni zapłacą, tyle się zbierze.

6. Umieszczoną w internecie dokumentację wraz ze znakomitymi zdjęciami mogą za darmo podziwiać w każdej chwili tysiące ludzi. Wygodnie i dokładnie. W tradycyjnym archaicznym modelu cząstkową ekspozycję obejrzy pobieżnie trochę lokalsów, trochę turystów, a nieco dokładniej (ale tylko nieco) ta garstka maniaków, którym zdrowie i zasoby pozwalają na wycieczkę do Bath i kilkudniową wizytę w muzeum.

7. Jak widać, zyskają na tym wszyscy. Oszczędzi się sporo publicznego grosza. Znalazca dostanie jeszcze więcej niż dotąd, co będzie dodatkowym bodźcem do poszukiwania i zgłaszania znalezisk. Kolekcjonerzy wzbogacą swoje kolekcje. Maniacy godzinami będą podziwiać cud-monety. I nawet piękne kobiety będą miały dodatkową okazję do zarobku.

8. Straci jedynie banda drobnomuzealnych urzędników, bo ich zbędne posady trzeba będzie zlikwidować, a pieniądze dać np. fotografom wykonującym konkretną i pożyteczną robotę. Stracą też „badacze” o mentalności psa ogrodnika, siedzący w nieskończoność na zamkniętych w magazynach skarbach niczym bajkowe potwory i jeszcze uzasadniający to obłudnie jakąś troską o dobro narodowego dziedzictwa czy innymi nonsensami.”

***

Dziś na forum TPZN został otwarty kolejny wątek na temat roli muzeów we współczesnym świecie – „Co robią muzea”:

http://forum.tpzn.pl/index.php/topic,11428.0.html

7 przemyśleń nt. „Muzeum – w służbie „ludu” czy mamony?

  1. Doskonały wpis, jak wszystkie Pańskie wpisy 🙂 Co do roli muzeów, niestety mam podobne zdanie. Po słynnej aczkolwiek przemilczanej ,,aferze” w naszym lubelskim muzeum z ,,zaginioną” kolekcją, o której się nie mówi, sceptycznie spoglądam na niektóre muzealne działania zwłaszcza dotyczące tzw. skarbów czyli znalezisk przypadkowych i nieprzypadkowych..
    Idea zaproponowana przez Pana Lecha Stępniewskiego jest przednia, co prawda towarzystwo żony by mi wystarczyło bo obce białogłowy jedynie do grzechu zwodzą 😉 ale idea w rozumieniu udostępniania informacji o znaleziskach i racjonalnego traktowania znalazcy przypadają mi do gustu 🙂
    Co do fotografii, kwota nawet 35 złotych jest bardzo wygórowana, dobrą publikacyjną fotografię istotnie można zrobić bardzo niewielkim nakładem kosztów, jedynie nakład pracy będzie troszkę większy, ale bez przesady..
    Serdeczności 🙂

  2. Już wiem co dziś będę czytał do kawy 🙂 forum TPZN. Niniejszy wpis już łyknąłem i przyznaję, bardzo ciekawy. Sam swoją styczność z Muzeami raczej dobrze wspominam. Małym wyjątkiem jest część numizmatyczna na Zamku Królewskim. Podrzucę dalej ten wpis 😉

  3. Trochę jestem spóźniony, ale dorzucę swoje trzy grosze. Ja uparłem się, aby jednak mieć zdjęcia monety ze zbiorów MNK. Wyceniono je na 81,30 ale netto – brutto wyszła równa stówka. Do kompletu musiałem podpisać umowę, która obwarowana była szeregiem warunków dotyczących wykorzystania tej fotografii, jak jednorazowa zgoda dla konkretnej publikacji o konkretnym nakładzie u konkretnego wydawcy. Oczywiście wymagane było zamieszczenie stosownych zapisów o autorze fotografii, oraz poddaniu się karze umownej w przypadku uchybienia warunkom umowy. Koszmar to mało powiedziane, wszystko chyba po to, aby „amatorzy” nie rozwijali swojej pasji i nie próbowali o tym pisać. Lepiej poszło w MNW, gdzie tylko skasowali i po wpłacie udostępnili materiał.

  4. Ze wstydem przyznam, że dopiero go przeczytałem… Kapitalny tekst 🙂 Jak wszystkie Twoje teksty !

Skomentuj Przemek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *