Numizmatyczna Mapa Polski – Muzeum im. E. Hutten-Czapskiego w Krakowie (floren Władysława Łokietka)

Muzeum im. E. Hutten-Czapskiego pojawiło się już na naszym blogu:

http://blognumizmatyczny.pl/2018/09/28/numizmatyczna-mapa-polski-muzeum-im-e-hutten-czapskiego-w-krakowie-top-10/

Była tam mowa o dziesięciu najwspanialszych monetach zbioru. Dzisiejszy wpis będzie dotyczył jednej z nich.

  1. Kolekcja

Rdzeń kolekcji Muzeum stanowi zbiór hrabiego Emeryka Hutten-Czapskiego (1828-1896). Był on bibliofilem oraz kolekcjonerem i numizmatykiem. W imperium rosyjskim sprawował liczne urzędy, spośród których najważniejsze to urząd gubernatora Nowogrodu Wielkiego oraz wicegubernatora Petersburga. W roku 1879 hrabia postanowił zakończyć karierę urzędniczą i całkowicie oddać się pasji kolekcjonerskiej. W roku 1894 przeniósł się do Krakowa, gdzie zakupił obecny Pałac Czapskich, a dla swojej kolekcji kazał wybudować obok specjalny pawilon. Zmarł dwa lata później.

Po śmierci E. Hutten-Czapskiego rodzina utworzyła dla jego kolekcji Muzeum, które z kolei zostało przekazane miastu (1903), a następnie stało się oddziałem Muzeum Narodowego (1904).

Z biegiem czasu zbiory Muzeum powiększały się. Wielu kolekcjonerów przekazywało kolekcje swojego życia w darze czołowej polskiej instytucji numizmatycznej. Do najbardziej spektakularnych darowizn należą m. in. zbiór monet średniowiecznych Wiktora Wittyga, 5 000 (!) monet piastowskich Zygmunta Zakrzewskiego, zbiory Franciszka Piekosińskiego, Karola Halamy (monety antyczne), czy Piotra Umińskiego (monety krzyżackie i kurlandzkie).

  1. Pierwsza polska złota moneta – odkrycie

Jedną z najważniejszych monet Muzeum im. E. Hutten-Czapskiego jest floren Władysława Łokietka, pierwsza złota moneta polska. Jest to unikat – moneta znana w jednym tylko egzemplarzu. Podobno w roku 1943 widziano drugi egzemplarz, który obecnie miałby się znajdować w kolekcji jakiegoś Litwina. Trudno to jednak zweryfikować.

Floren Władysław Łokietek, Kraków 1330

Av.: Wizerunek króla w koronie, z berłem i jabłkiem królewskim zasiadającego na tronie. Napis w otoku: WLADISLAVS DI REX. Rv.: Postać błogosławiącego biskupa w infule, z pastorałem. Napis w otoku: S STANISLAVS POLE. Moneta złota, mennica Kraków; Muzeum im. E. Hutten-Czapskiego

W roku 1847 przy kopaniu ziemi w celu zrównania placu przed dawnym klasztorem oo. Bernardynów w Bochni znaleziono złotą monetę. Trafiła ona do złotnika Izaaka Rosshaendlera. Z kolei znalezisko z Bochni nabył za 6 złotych kolekcjoner Erazm Niedzielski. Syn Erazma, Stanisław chcąc dodać dramaturgii okolicznościom odkrycia przez swojego ojca pierwszej polskiej złotej monety, stworzył legendę, jakoby Erazm Niedzielski w ostatniej chwili uratował monetę od przetopienia. Wersja ta była następnie powtarzana przez kolejne pokolenia numizmatyków (por. T. Kałkowski: Tysiąc lat monety polskiej, Kraków 1974, s. 91).

Rzeczywistość była znacznie mniej dramatyczna. Wydaje się iż należałoby przyjąć raczej wersję samego Erazma Niedzielskiego: „Przejeżdżając przez Bochnię w czerwcu 1847 r., dowiedziałem się, że złotnik tamże mieszkający Izaak Rosshaendler, ma kilka starych monet do pozbycia. Ciekawością zdjęty, wstąpiłem do niego i nabyłem ten zupełnie dotąd nieznany polski dukat, o którym wiadomość rodakom podaję” (E. Niedzielski: Do redakcji Biblioteki Warszawskiej, Biblioteka Warszawska, 1849, T. 2, s.388).

Nie był on w stanie przypisać monety żadnemu władcy, dlatego też poprosił o opinię dr. F. Piekosińskiego. Ten po zbadaniu monety orzekł iż jest to dukat Władysława Łokietka.

Kilkadziesiąt lat później – w roku 1896 – floren (dlaczego nie dukat – wyjaśni się na końcu wpisu) Władysława Łokietka znalazł się w zbiorze E. Hutten-Czapskiego. Hrabia musiał zapłacić synowi Erazma Niedzielskiego, Stanisławowi, znaczną kwotę 3000 guldenów austriackich i dorzucić jeszcze obraz J. Matejki „Lisowczyk”.

Wkrótce po zakupie florena Łokietka Emeryk Hutten-Czapski zmarł. Zaprawdę wspaniałe zwieńczenie życia największego polskiego kolekcjonera.

  1. „Czy to aby nie jest falsyfikat?” – prof. Wierzbowski vs. dr Piekosiński

44 lata po odkryciu pierwszej polskiej złotej monety pojawiły się wątpliwości co do jej autentyczności. Dyskusję na ten temat zapoczątkował prof. T. Wierzbowski w pracy „Jana Ostroroga pamiętnik” i wkrótce potem w artykule opublikowanym na łamach „Wiadomości Numizmatyczno-Archeologicznych” (1891, nr 3). Najważniejsze argumenty T. Wierzbowskiego uzasadniające iż złota moneta (będąca jeszcze wówczas własnością S. Niedzielskiego) jest falsyfikatem były następujące:

  1. Historia pochodzenia oraz znalezienia monety jest niejasna i pełna wątpliwości.
  2. „Na dukacie Łokietka (…) i na mniemanym dukacie Aleksandra Jagiellończyka (w którego autentyczność prof. Wierzbowski również wątpił D. M.) (…) znajduje się jedna i ta sama postać – św. Stanisław (…) Fałszerze nowocześni owych dukatów zmałpowali widocznie węgierskie dukaty.”
  3. Brak jakichkolwiek dokumentów z epoki – czy to ordynacji menniczych, rachunków, czy innych dokumentów – potwierdzających bicie złotej monety za czasów Władysława Łokietka.
  4. Dukatów nie bił syn i następca Władysława Łokietka Kazimierz Wielki, a miał lepsze ku temu możliwości niż jego ojciec.
  5. Piętnastowieczny polityk Jan Ostroróg twierdził iż Polska nie ma i nie miała złotej monety, co jego zdaniem należałoby zmienić.

Argumenty prof. Wierzbowskiego miały – jak widzimy – różną siłę: od całkiem naiwnych po dość mocne. Odpowiedział na nie natychmiast – w tym samym numerze „Wiadomości Numizmatyczno-Archeologicznych” – dr F. Piekosiński. Trzeba przyznać, że jego odpowiedź była bardzo przekonywująca. W każdym razie trafiła do przekonania E. Hutten-Czapskiego, który kilka lat później zdecydował się na zakup florena Władysława Łokietka płacąc niebagatelną kwotę i obraz J. Matejki.

Oto kontrargumenty F. Piekosińskiego:

Ad 1

Okoliczności nabycia monety, np. niewielka cena jaką zapłacił E. Niedzielski złotnikowi z Bochni (który nie miał pojęcia o rzeczywistej wartości monety), wykluczają możliwość fałszerstwa. „Gdyby fałszerz dopuścił się fałszerstwa z amatorstwa w celach naukowych (tzn. aby narobić zamieszania w nauce D. M.), nie byłby tego dukata puszczał (…) przez ręce nieuka żyda (…) lecz byłby go się starał niewątpliwie puścić w ręce inteligentnych złotników lub antykwaryjuszów w Krakowie. Gdyby zaś (…) dopuścił się fałszerstwa w celach spekulacyjnych, to puszczając w obieg jeden tylko egzemplarz sfałszowanego dukata (inny egzemplarz mimo upływu 44 lat dotąd się nie pojawił), byłby zań żądał takiej ceny, któryby mu przynajmniej koszt wyrżnięcia stempli (…) pokryła.”

Ad 2

Obecność św. Stanisława na monecie tylko potwierdza jej autentyczność. Gdyby był to falsyfikat, fałszerze próbowaliby upodobnić go do innych monet Władysława Łokietka i na rewersie umieściliby np. herb Kujaw, koronę albo piastowskiego orła. Naśladowanie zaś obcych i uznanych monet złotych, na których znajdowały się wizerunki świętych (np. św. Jana Chrzciciela) było wówczas czymś naturalnym i oczywistym. Z kolei jeśli chodzi o wybór świętego, żaden inny nie nadawał się tu lepiej niż świeżo kanonizowany (1253) patron Polski.

Ad 3

Co do ordynacji menniczych, to z XIV i XV wieku nie zachowały się żadne, nie tylko ta dotycząca złotej monety Łokietka. Jeśli zas chodzi o inne dokumenty czy rachunki, to zakładając iż moneta miała tę samą próbę co np. floreny węgierskie, tak jak one była traktowana i opisywana w dokumentach. W tamtych czasach nikt nie zwracał uwagi na stempel. Liczyła się dobroć monety. „Tak samo rzecz się miała (…) z szerokimi groszami krakowskiemi Kazimierza Wielkiego, które ponieważ dobrocią swą odpowiadały mniej więcej współczesnym groszom praskim, więc na kilkaset dokumentów króla Kazimierza Wielkiego, w których o monecie jest mowa, nie spotykamy ani w jednym wzmianki o szerokich groszach krakowskich. Brano je oczywiście jakby czeskie.”

Ad 4

Kazimierz Wielki nie bił złotych monet gdyż nie miało to uzasadnienia ekonomicznego. Złota emisja Władysława Łokietka była zaś przedsięwzięciem propagandowym, a nie ekonomicznym. Zdaniem F. Piekosińskiego chodziło o to, aby przychylnie usposobić papieża do faktu koronacji królewskiej z 1320 roku. W tym celu podatek dla Rzymu miał być zapłacony w złotej monecie właśnie z wizerunkiem Łokietka na tronie. Większość emisji (szacowana przez dr. Piekosińskiego na kilkaset sztuk) została więc złożona papieżowi jako świętopietrze, do kraju wróciły zaś nieliczne egzemplarze, które w ogóle nie weszły do obiegu handlowego.

Ad 5

Przypisywanie piętnastowiecznemu politykowi Janowi Ostrorogowi twierdzenia iż w Polsce nigdy nie bito złotej monety jest manipulacją. Dokładnie rzecz ujmując, słowa Ostroroga brzmiały następująco: „Nie tylko królestwa i księstwa ale nawet miasta biją złota monetę. Wypada, by i w tem naszem wspaniałem królestwie bito monetę złotą większą i mniejszą dla honoru królestwa”. Po pierwsze, z tych słów nie wynika iż złotej monety nie bito wcześniej. Po drugie zaś, cytowany fragment jest zapewne szesnastowieczną interpolacją.

  1. Argument koronny

Oprócz bezpośrednich odpowiedzi na konkretne wątpliwości prof. Wierzbowskiego, dr Piekosiński przedstawił jeszcze jeden, w moim odczuciu najmocniejszy argument na rzecz autentyczności florena Władysława Łokietka. Pisał on co następuje: „jego strona główna jest wiernym powtórzeniem strony głównej pieczęci majestatowej tegoż samego króla (…) Z notaty s. p. Erazma Niedzielskiego (…) w tomie II Bibljoteki warszawskiej z r. 1849 (str. 388), dowiadujemy się , że dukat Łokietka nabyty został w Bochni (…) w r. 1847. Otóż w roku 1847 pieczęć majestatowa króla Władysława Łokietka, w ogóle nader rzadka, nie była jeszcze znaną (…) Pierwszą wiadomość o istnieniu takiej pieczęci powzięto dopiero w r. 1858, podczas wystawy starożytności w Krakowie, na której był wystawiony (…) dokument Łokietka z r. 1328”.

Sądzę, że zwolennicy poglądu iż floren Łokietka jest falsyfikatem, powinni uporać się przede wszystkim z tym argumentem.

  1. Floren Łokietka dziś – dyskusje, korekty i uzupełnienia

Dyskusja na temat florena Władysława Łokietka toczyła się przez kolejne dziesięciolecia. Po ponad 125 latach odżyła na Facebooku, gdzie głos zabierali zarówno zwolennicy poglądu iż moneta jest falsyfikatem:

https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=1602416216638207&id=1587482301464932

jak i numizmatycy przekonani iż jest to oryginał:

https://www.facebook.com/gndmpl/?hc_ref=ARS4QwTIEQN89hDgr-teVpz1XH6fKCA1qM2Z7v0a7UMg3KFsEHvaiP5IGhuXPVBGSOU&fref=nf

Moneta była również przedmiotem zainteresowania najwybitniejszych uczonych zajmujących się numizmatyką średniowieczną. Wymienić wypada tu przede wszystkim prace Ryszarda Kiersnowskiego „Dukaty Władysława Łokietka” (Wiadomości Numizmatyczne 1964, z. 1-2) oraz Borysa Paszkiewicza „Mennictwo Władysława Łokietka” (Wiadomości Numizmatyczne 1986, z. 1-2).

Od czasu odkrycia F. Piekosińskiego iż złota moneta zakupiona przez E. Niedzielskiego w roku 1847 należy do mennictwa Władysława Łokietka i jest pierwszą złotą monetą polską minęło już ponad 170 lat. W tym okresie dokonano pewnych korekt i uzupełnień w stosunku do ustaleń dr. Piekosińskiego.

Po pierwsze – jak ustalił prof. Kiersnowski – wybicie florena Łokietka nie wiązało się z uroczystością koronacji królewskiej w 1320 roku lecz z wydarzeniami o 10 lat późniejszymi – z ustanowieniem przez papieża Jana XXII podwójnego odpustu ku czci św. Stanisława: 8 maja i 27 września 1330 roku. Wierni chcący uzyskać odpust wpłacali po dwie złote monety (obce), dzięki czemu udało się uzbierać kruszec na wybicie pierwszej polskiej złotej monety.

Po drugie, wielkość emisji szacowana jest dziś na kilka tysięcy sztuk. (Jak pamiętamy, wg szacunków F. Piekosińskiego emisja pierwszej polskiej złotej monety wynosiła kilkaset egzemplarzy).

Po trzecie, monetę należałoby nazywać florenem, a nie dukatem jak czynili to zarówno F. Piekosiński, jak i T. Wierzbowski. Floren to złota moneta wybijana przez Florencję od XIII wieku. Jej waga wynosiła ok. 3,5 grama czystego złota. Dukat z kolei to złota moneta o wadze ok. 3,5 grama wybijana przez Wenecję. Również od XIII wieku. Zarówno floren, jak i dukat zdobyły sobie w Europie wielką popularność. W wielu krajach każda złota moneta trzymająca standard 3,5 grama czystego złota nazywana była jednym albo drugim imieniem. Ich strefy wpływów częściowo się pokrywały. Ponadto zmieniały się w czasie. W czternastowiecznej Polsce wszystkie znajdujące się w obiegu złote monety nazywano „florenami”. Dopiero w XVI wieku określenie to wyparła nazwa „dukat” (albo „czerwony złoty”) i tak pozostało do XIX wieku, do czasów F. Piekosińskiego i T. Wierzbickiego.

 

8 przemyśleń nt. „Numizmatyczna Mapa Polski – Muzeum im. E. Hutten-Czapskiego w Krakowie (floren Władysława Łokietka)

  1. Na początek – nie jest to moja epoka, ale nasunęła mi się tak myśl odnośnie: „Większość emisji (szacowana przez dr. Piekosińskiego na kilkaset sztuk) została więc złożona papieżowi jako świętopietrze,” – czy możliwe jest, że gdzieś w Watykanie są jakieś dokumenty potwierdzające tę tezę? Idąc dalej może w którymś z zapomnianych kątów skarbca Watykanu znajdują się jeszcze „nasze pierwsze złotka”?

    1. Myślę, że jest to prawdopodobne, a w każdym razie niewykluczone. Ale nikt tego jak na razie – niestety – nie badał.

    2. Chyba to raczej mało prawdopodobne. Papieże ( urzędujący wtedy w Avignonie, a nie Watykanie ) sami bili swoje floreny. Złoto na nie prawie na pewno pochodziło z monet ofiarowanych przez władców europejskich. Więc jeśli monet Łokietka było więcej i powędrowały do Avignonu, to zostały w całości przebite na floreny Jana XXII, czy Urbana V. W archiwach rzeczywiście może być o tym wzmianka.

  2. Do Watykanu prowadzi wiele tropów, w tym i wątek poruszony na naszej pierwszej sesji https://gndm.pl/wiedza/sesje-wykladowe/ przez Pana Ryszarda Konrada że należałoby tam szukać 100-dukatówek.
    Wiele rzeczy płynęło z naszego kraju do Watykanu. Bardzo prawdopodobne, że nie wszystko na przestrzeni wieków trafiło do tygli, ale coś się zachowało, przy czym jeśli w przypadku 100-dukatów byłbym tutaj optymistą, gdyż to efektowana i wyjątkowa w swej klasie pozycja, to już co do potencjalnego przechowania dukatów Łokietkowych to mało prawdopodobne – to floren do zwykłego obrotu.
    Damian

    1. Mimo to, warto byłoby przeprowadzić badania po tym kątem, chociażby po to aby przekonać się, że nic tam nie ma. I mieć czyste sumienie.

      1. Zdecydowanie byłoby warto zbadać zbiory w Watykanie. Nie jest to niestety obecnie proste, żeby nie powiedzieć niewykonalne. Podobnie wygląda sytuacja z Jasną Górą.

Skomentuj kmihal Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *