Przypuszczam, że większość kolekcjonerów ma za sobą doświadczenie zmarnowanej okazji. Atrakcyjna moneta jest na wyciągnięcie ręki, ale z jakichś powodów przechodzi nam koło nosa. Pół biedy jeśli trafi do kogoś innego z przyczyn od nas niezależnych (np. przegrywamy licytację bo dysponujemy zbyt małym budżetem). Gorzej jeśli porażka miała miejsce z naszej winy. Dzisiejsze trzy krótkie opowieści będą dotyczyły takich właśnie okazji, zmarnowanych przeze mnie z powodu nieodpowiedzialności, czy gapiostwa. Spośród nich jedna jest szczególnie bolesna.
Fabula prima
Pierwsza historia wydarzyła się parę ładnych lat temu. (Na tyle jednak niedawno, że moje zainteresowania numizmatyczne już wówczas zawęziły się do szelągów i monet lubelskich). Dotyczy ona trojaka gdańskiego z późnym portretem Zygmunta Starego. Trojaki gdańskie tego typu to jedne z najpiękniejszych polskich monet. Znakomity portret starego króla na awersie, charakterystyczny rysunek rewersu, piękny herb Gdańska. Jednym słowem – świeżość renesansu w czystej postaci. O monecie tej pisałem w jednym z pierwszych wpisów na blogu:
Trojaki gdańskie Zygmunta Starego charakteryzują się tym, że
- nie są szelągami
- nie zostały wybite w mennicy lubelskiej
Moneta w żaden sposób nie pasowała więc do profilu moich głównych kolekcji. Im częściej to sobie powtarzałem, tym bardziej chciałem ją mieć.
Po krótkiej wewnętrznej walce podjąłem decyzję: na najbliższej aukcji WCN kupuję trojaka gdańskiego (akurat wystawiali bardzo ładny egzemplarz). Były to czasy gdy jeszcze nie można było licytować przez Internet. Albo może można było, ale ja takie nowinki przyswajam bardzo powoli. Przez dłuższy czas po wprowadzeniu licytacji internetowych i tak jeździłem na każdą aukcję i licytowałem „z sali”.
Wyjeżdżając rano na aukcję WCN miałem lekkie opóźnienie i kiedy dotarłem do Warszawy licytacje pierwszych monet już się zaczęły. Jadąc z Lublina w stronę Centrum przejeżdża się przez koszmarne rozwiązanie komunikacyjne zwane nie wiadomo dlaczego „rondem” Wiatraczna. Aby dostać się na Most Poniatowskiego najwygodniej byłoby skręcić w lewo. Nie da się jednak. Jest zakaz. No ale aukcja już się zaczęła. Co robić? „Ryzyk fizyk” jak mawiała moja babcia. No i skręciłem.
Niestety tego dnia stali. Nie pomogły moje tłumaczenia, że zaraz rozpocznie się licytacja pięknej monety. Spisali mnie dokładnie i rzetelnie, a następnie przyznali odpowiednią liczbę punktów karnych i wręczyli mandat. Dokładność i rzetelność wymaga jak wiadomo czasu. Na licytację trojaka oczywiście nie zdążyłem.
Przy okazji zaprezentuję fragment mojej kolekcji, którą można chyba zaliczyć do „papierów wartościowych”.
***
Obiektywnie rzecz biorąc opisana wyżej zmarnowana okazja nie była zbyt dotkliwa. Zwłaszcza, że niedługo potem udało mi się kupić całkiem ładnego trojaka gdańskiego (tego prezentowanego na początku wpisu). Jest to jednak modelowy przykład pokazujący jak można samemu sobie narobić kłopotów.
Fabula secunda
Nie sztuka zbudować w miarę liczną kolekcję szelągów złożoną z monet w marnych stanach zachowania. Stworzenie reprezentatywnego zbioru szelągów ładnie zachowanych to już jednak wyzwanie. Jeśli podchodzi się do sprawy w ten sposób, może się okazać, że moneta nawet dość popularna jest trudna do upolowania w stanie zadowalającym.
Taką właśnie monetą jest szeląg lenny kurlandzki z roku 1577. Gotard Kettler bił szelągi w latach 1575-1576. Roczniki 1575 i 1576 udało mi się kupić w przyzwoitych stanach zachowania, nawet w kilku odmianach. Z kolei rocznik 1577 jak się gdzieś pokazywał to albo źle wybity, albo zmasakrowany nieumiejętnym czyszczeniem, albo bardzo zmęczony obiegiem.
Szelągi lenne kurlandzkie 1575 i 1576
W końcu, po długim okresie bezowocnych poszukiwań ładny egzemplarz pojawił się na e-aukcji WCN. W dniu kiedy miała się kończyć licytacja nastawiłem sobie budzik i cierpliwie czekałem. Zjadłem kolację, potem usiadłem z żoną na kanapie i zaczęliśmy oglądać serial. 15 minut przed zakończeniem licytacji budzik regulaminowo zadzwonił. 15 minut to dużo czasu. Zdążę zalicytować.
No niestety. Tak wciągnęła mnie intryga serialowa, że przegapiłem licytację. I żeby to była jeszcze jakaś „Gra o tron” albo „Rzym”. Aż się wstydzę przyznać co to było…
Szeląg lenny kurlandzki 1577, zdjęcie: WCN
***
Ta historia nie ma (jeszcze) happy endu. Szeląga z roku 1577 do dziś nie udało mi się kupić. Gdyby ktoś miał na zbyciu ładny egzemplarz – nie będę się targował.
Fabula tertia
A oto moja największa wtopa.
W czasach potopu szwedzkiego Elbląg znalazł się w rękach Szwedów. Mennica została uruchomiona i rozpoczęła się emisja monet z imieniem Karola Gustawa. Bito również szelągi – rzadkie i bardzo rzadkie. Szelągi miejskie należą do rzadkich. Były bite w roku 1657. Na awersie posiadają monogram króla, na rewersie herb miasta. Z kolei szelągi pruskie (państwowe) należą do wielkich rzadkości. W ciągu ostatnich 30 lat w handlu pojawiły się zaledwie kilka razy. Były bite w latach 1656 i 1657. Ich awers zdobi monogram królewski, rewers – Trzy Korony, mały herb Szwecji.
Szwedzkie szelągi okupacyjne, Elbląg 1657
Jest jeszcze jedna odmiana szelągów pruskich z roku 1657. Do złudzenia przypomina ona szelągi miejskie. Na awersie ma monogram „CG”, na rewersie – herb Elbląga. Nie są to jednak szelągi elbląskie lecz pruskie. Informuje o tym napis: SOLIDVS PRVSSIAE. Nie trzeba chyba dodawać, że jest to również wielka rzadkość.
Otóż odmiana ta pojawiła się kilka lat temu na e-aukcji WCN. W ciągu dwudziestu kilku lat był to trzeci egzemplarz, jaki licytowano na aukcjach WCN, a ja tego po prostu nie zauważyłem. Oczywiście przejrzałem wszystkie pozycje z tej e-aukcji, wybrałem kilka drobiazgów, a następnie dopilnowałem aby je zdobyć. Potem coś mnie tknęło aby jeszcze raz przejrzeć zakończone już licytacje. Można sobie wyobrazić to poczucie porażki kiedy okazało się, że arcyrzadkiego szeląga pruskiego wziąłem za szeląga miejskiego. Oto moja największa stracona okazja:
Szeląg pruski, Elbląg 1657 (okupacja szwedzka); zdjęcie: WCN
Historia ta ma jednak dobre zakończenie. Dwa lata później na aukcji ANMN omawiana odmiana wypłynęła raz jeszcze. Oczywiście byłem skłonny nawet mocno przepłacić aby ją zdobyć. Udało się bez finansowych szaleństw 🙂
Szeląg pruski, Elbląg 1657 (okupacja szwedzka)
Super się czyta 🙂 ileż takich okazji przeszło koło nosa..
Owszem przeszło sporo. Znacznie więcej niż te trzy opisane 🙂